W sobotę miną 3 miesiące od moich urodzin. Na okrągłe świętowanie rodzinka zgotowała mi wielką niespodziankę! Totalnie mnie zaskoczyli jak rano dostałam 4 bilety do Teatru Rozrywki w Chorzowie! Kiedyś często chodziliśmy do teatru, ale odkąd wyjechałam już nie. A tu fajny młodzieżowy musical dokładnie w moje urodzinki! 24 maja! Poszliśmy i bawiliśmy się świetnie! Uwielbiamy Teatr Rozrywki:) Mamy tak blisko, że jak tata raz zaniemógł, to w trójkę wsiedliśmy w tramwaj i też dojechaliśmy:)
A moje urodzinki świętowaliśmy na „Our House”!
I cała moja kulturalna wystawka:P Od lat takie sobie robię a wokoło moje ukochane łośki i renifery:) Aniołki i misie też kocham:P O filmach już dawno pisałam, nie?
I jeszcze piosenka przewodnia, bo musical z piosenkami zespołu Madness! Rodzicki, Maciek dziękuję za takie huczne świętowanie moich urodzin! :D Michałki też były dobre:P
I tak wiadomo, że najlepszy jest NASZ DOM, w Katowicach na ulicy S... :P Bo moje 3 kochane Sz... tam na mnie czekają:D
I coś o musicalu. Sporo aktorów na scenie, balet liczny, piosenki porywające z pozycji siedzącej. Ogólnie bardzo pozytywne przeżycia:) Polecam, jeśli ktoś będzie miał okazję się wybrać!
movie" value="//www.youtube.com/v/Ex3Q800RR9w?version=3&hl=pl_PL" />
Kulturalnie było też po moim powrocie na uniwersytet. Załapałam się na 5 z 6 przedstawień Summer Circle Theatre, czyli teatru na trawie nad rzeką przepływającą przez cały kampus. Co roku w czerwcu przez 3 tygodnie można za darmo oglądać grę aktorską studentów naszego uniwerku.
W tym roku tematem przewodnim była rodzina, a właściwie jak to sami określili „family dynamics”.
Sam teatr fajnie się prezentuje:) Scena, pod nią krzesła i inne siedzenia, które widzowie przytargają ze sobą, a następnie ławki, na których siedzą tacy jak ja, co krzeseł nie posiadają:P Budka z tyłu sprzedaje żarełko.
Dobre miejsca zajmowane są już kilka godzin wcześniej. Sporo osób przynosi ze sobą wałówkę. Ja miałam drożdżówkę i pestki z dyni, plus wodę:)
TOITOI tylko dla robotników. Kibelek dla widzów na wydziale za teatrem. W lecie cały kampus rozkopany:(
Pierwszy spektakl dnia zaczyna się o 20. W niektóre dni są dwa spektakle, więc ten drugi zwykle koło 22-22:30 startuje.
Pierwsze przedstawienie, na które się załapałam to „Turn of the screw”, do którego nawiązywała scena:) Jak widać było kostiumowe, a opowiadało o guwernantce, która jedzie do posiadłości poza miastem, aby zająć się dwójką dzieci. Jak się później okazuje dom jest nawiedzony przez parę kochanków, którzy zginęli w tragicznych okolicznościach. Właściwie tylko guwernantka grała siebie. A drugi aktor na scenie grał kilka osób – ojca dzieci, gospodynię domu oraz syna. Córka była postacią niewidzialną, nikt jej nie grał, aktorka po prostu się do niej zwracała i tyle. Całkiem ciekawe to było:)
Zostałam do końca, jak już idę to na dwa spektakle:P
Drugie przedstawienie też było kostiumowe – „Little brother: little sister”. A było o nastolatkach zamkniętych od lat w kuchni z kucharką, która lubiła spać na bujaku i wymachiwać tasakiem:P Cały czas zastanawiali się co jest za drzwiami kuchni, aż na koniec udało im się uciec, niestety musieli wcześniej zabić kucharkę, bo chciała dziewczynę skrócić o głowę:P To już mi się ździebko mniej podobało.
Następnego dnia rano udało mi się sfotografować rzekę. W czerwcu sporo padało i rzeka wylewała:( Wiem, zasyfiona jest:P Czasem wylewa aż na trawę pod sceną, bo i takie ulewy tu miewamy.
Następny tydzień to następne spektakle!
Nowa scena, a także daszek nad orkiestrą. Zapowiadali możliwe opady deszczu, to musieli się przygotować. W poprzednim tygodniu grali przedstawienia pomimo deszczu! Ponoć co błyskawica/grzmot to publiczność siedziała bardziej skulona:P
Orkiestra oczywiście studencka, pewnie z wydziału muzyki:) Fajnie grali! A potrzebni byli, bo tego dnia wystawiali musical – „Baby”.
Musical był o oczekiwaniu na dzieci. Trzy pary w różnym wieku – studenci, młode małżeństwo oraz rodzice 3 dorosłych dzieci, dowiedziały się o ciąży. Uwielbiam musicale! A jeszcze w wydaniu młodych aktorów. Normalnie czuć ich młodość, ich zapał, tą radość z występu! :)
Druga część wieczoru zapowiadała się dziwnie i niestety mocno się rozczarowałam, bo było to po prostu czytanie z segregatorów:( Coś tam się też poruszali, ale głównie czytali. A było to „Comfort Food”, czyli o jedzeniu, a właściwie jak zmieniało się do niego podejście i ono samo na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci. Żarełko to ciekawy temat w Stanach. Sama też mam co nieco do powiedzenia na ten temat:( Niestety i po mnie widać, że długo już tu jestem. Człowiek po pewnym czasie „puchnie”, delikatnie to określając:P
Jak wracałam do domu na niebie królował księżyc:)
Ostatnie przedstawienie przeznaczone było dla dzieci, ale ja w końcu baby w mojej rodzinie (tak mi powiedziała nasza sekretarka jak się dowiedziała, że jestem najmłodsza w rodzinie:P). Jedyne co było męczące to upał! Żar się z nieba lał, ale dałam radę wysiedzieć do końca:)
„Stop copying me!” zaczęło się o 18. 8-letnia Lucy wyprowadzała się z mamą do Michigan i bała się tych zmian. Michigan takie straszne nie jest:P Po prostu nie chciała zostawiać swoich przyjaciół i tego co zna.
Sporo osób kryło się w cieniu przed rozpoczęciem:P
Bajzel na kółkach jak w każdym dziecięcym pokoju:P
Pojawił się też Banan i razem ruszyli do starożytnego Egiptu! Oczywiście na wielbłądzie:D
Niestety dla Banana skończyło się to źle, bo został zmumufikowany. Bebechy mu wyciągnęli i owinęli go papierem toaletowym:P
Oj, świetnie się bawiłam pomimo patelni na moich schodach/ławkach:P
To tyle! Fajnie było i jak zawsze szkoda, że tak krótko trwa letni teatr, ale i tak cieszę się, że w tym roku się załapałam, bo w zeszłych latach często bywałam w tym czasie na wakacjach.
Dziękuję za odwiedziny i komentarze:) Dziś mam kilka godzin wolnego to się relaksuję:) W końcu nie wiadomo, kiedy znowu się uda wygospodarować tyle wolnego czasu! Także możliwe, że z powodu zmęczenia coś poplątałam z tym segregowaniem mulin:( No nic, tak mi się wydawało, że widziałam muliny/bobinki ułożone kolorystycznie w „moich” pudełkach na guziki. A jeśli nie, to mam bujną wyobraźnię:P
emilya5 – Aaaa, jedna z podglądaczy:P Mój kolega to właśnie Chińczyk, więc nie wiem co bardziej by mu się spodobało?:P
Dominika – DMC jest made in France:P A Anchor made in Hungary, nawet w zeszłym roku mijaliśmy fabrykę Coats w Budapeszcie!
Wiktoria – Dziękuję za pierwsze odwiedziny, zostawaj na dłużej:)
Katarzyna G – Segregatory wietrzą się często, no moze poza czwartym, czyli tym ze specjalnymi mulinami. Strasznie lubię ten sposób przechowywania mulin, a już wyciąganie i wkładanie mulin do koszulek! Oj, sama przyjemność:) Chyba ze 2 lata zajęło mi wypełnienie 4 segregatorów, a teraz mogę podziwać swoje „dzieło”:P